środa, 21 listopada 2012

4. Pragnienia i marzenia

Susan obudziła się i od razu spojrzała na zegarek. Była dopiero 6:58, ale ona ostrożnie odkryła siebie i Cornelię, po czym zaspanym krokiem poruszyła się w stronę kuchni. Ręce trzęsły się jej po tym, co stało się wczoraj. Ona i jakaś tam księżniczka?! Dobre sobie, pitu pitu! Postawiła na czajnik gaz i poszła do łazienki się ubrać w ubrania. Kiedy wróciła Cornelia już nie leżała tylko siedziała.
-Co myślisz o tym wszystkim? – spytała cicho Cornelia, wpatrując się w kant swojej bluzki z Zary, którą wypolowała na Wielkiej Wyprzedarzy.
-N…nie wiem, co tym myśleć, naprawdę… J…ja… Zgubiłam to… - wyszeptała Susan i ponownie się rozpłakała. Uklęłnęła na dywanie i schowała twarz w dłoniach płacząc. Cornelii zrobiło się jej żal, więc uklękła obok niej. Objęła ją rękami i zaczęła powoli kołysać.
-Wszystko będzie dobrze, nie martw się. Chyba lepiej będzie jak zostawię cię samą, ale wiesz, gdzie mnie znaleźć. – powiedziała Cornelia, wzięła trobę i wyszła.
Susan patrzyła nieprzytomna na drzwi, ale chwilę potem sobie o czymś przypomniała. Pobiegła na górę, omijając dywan i weszła do pokoju swojego brata. Kiedy tylko przekroczyła drzwi, od razu się rozpłakała, nie wiedziała czemu. Chwyciła jego gitarę i zaczęła coś robić. Po chwili dało się usłyszeć ją w całym pustym domu.
“Dancing in the rain
With my dead dream
I looked for better tomorrow
But I founded worse yesterday there
And now, I’m dancing
My body fall down
To the better day
While never come to me”
Pewnego dnia chciała zaśpiewać na scenie, to było jedno wielu marzeń jaj. I z pewnością się spełni.
Odłożyła gitarę i poszłą do łazienki. Zapłakane oczy i usta nie wyglądały dobrze, a sińce pod nimi jeszcze gorzej. Chwyciła butelkę kremu i nie zastawiając się ani chwili wylała wszystko na twarz. Zacięła wcierać. Kiedy wtarła, zrobiła szybki make-up i wyszła z domu. Musiała się przejść, powietrze robiło jej dobrze.
Poszła do miejsca, w którym lubiła najczęściej przebywać. Była to ławka na skraju parku obok rzeki pod mostkiem. Uwielbiała tam siedzieć i myśleć, pogrążać się. Nie było tam dużo ludzi, co lubiła. Czasami wyjmowała notatnik i pisała, teksty do swoich piosenek, które śpiewała.
Usiadła na ławce i wpatrzyła się w płynącą wodę…
-Ciekawe, jak byłoby być rybą… One nie mają problemów, tylko pływają. Nic je nie martwi, a woda jest mokra.. – zaczęła rozmyślać na głos, bo i tak nikogo tam nie było. Wyjęła kartki i zaczęła pisać. Pisałaby zapewne dłużej, gdyby wiatr nie wyrwał jej kartki z rąk. Poleciałą w stronę jeziora.
-No nie, wraca! – krzyknęła nieświadoma wszystkiego. Susan bardzo się zdziwiła, kiedy wiatr się zatrzymał i kartka przyfrunęła do niej z powrotem. Od razu przypomniały jej się słowa wrednego psa ”wasze moce”… Niemożliwe, czyżby to była prawda? – pomyślała i w pośpiechu wszystko zebrała. Chwyciła torbę i biegiem oddaliła się od mostka. Odwróciła się na chwilę, żeby coś sprawdzić, kiedy poczuła coś dużego i twardego. Dopiero potem zauważyła, że wpadła na kogoś.
-Prze-prze-praszam…! – wykrzyknęła spanikowana
Do[iero teraz zobaczyła twarz uderzonego, która była piękna. Był on brunetem o zielonych oczach, ślicznych. Był wysoki i wyglądał na wysportowanego. Kiedy uśmiechnął się pokazując kły, Susan oniemiała.
-„Czuję się jak w raju, śliczny”… - pomyślała, rozmarzając się
-…nie stało? – usłyszała głos, który też był śliczny
-Słucham…? – powiedziała z lkekim rumieńcem
-Nic ci nie jest? Właśnie przechodziłem, kiedy się zobaczyłem, ale wyglądałaś nieswojo. Coś się stao?
I wtedy Susan przypomniała sobie o wszystkim. Zacisnęła ręcę i popatrzyła mu w oczy.
-Nie, nic się nie stało… Ja… Ten… Po prostu… musiałam pomyśleć… tak, pomyśleć – powiedziała w pośpiechu. – „Oby tylko on nie widział TEGO” – dodała myśląc
-Hm… to może pójdziemy do kawiarni, zimno tu? – spytała znowu się uśmniechając
Susan chciała odmówić, ale to było trudne patrzącym na ten uśmiech wzrokiem. Jego zęby ją przyciągały jak ta ławka i rzeka, nie mogła ulec, czuła że ją wchłoną.
-Jasne, czemu nie. – odpowiedziała nieśmiało tak samo się uśmiechając, ale nieśmiałej. Chłopak dziwnie się na nią spojrzał, ale nic nie powiedział.
-Jestem Dave, a ty?
-Susan. – odpowiedziała patrząc. Czuła coś dziwnego co było nie tak, ale nie mogła wyczuć co, gdyż nie wiedziała nic.
-To chodźmy, niedaleko tu jest kawiarnia One Lve, opowiesz mi o swoim moc… to znaczy problemie… - Dave stanął i przełknął ślinę głośno, co usłyszała nawet Susan.
-„Czy on to widział?! Wie coś więcej?! Kim on właściwie jet?! Ja go nie znamn!” – przez głowę przesuwało się jej wiele dziwnych myśli, ale najbardziej zastanawiało ją, co on wie. Postanowiła jednak grać idiotkę. Chłopak może i wyglądał miło, ale mógł być niebezpieczny.
-Hehe, nie wiem o co chodzi… Wiesz, muszę już iść, wpadniemy na kawę innym razem, hehe… - powiedziała ostrożnie, zabierając torbę i kierując się do wyjścia z parku. Była już na moście, kiedy coś poczuła. Silne uderzenie w tył głowy. Momentalnie pociemniało jej prezez oczami, a nogi były jak z waty. Padła na most jak drzewo. Ostatnie, co usłyszała to dźwięk komórki, potem ktoś ją kopnął i straciła przytomność.

Brak komentarzy: